Niedzielne ćwiczenie
No dobra. Weekend minął. Pojadłam, troszku za dużo krecilam mordką...Ale nic słodkiego.
W niedzielę rano byłam na siłce. 40 minut szybkiego marszu pod lekką górkę , był spokój i mało ludzi więc odwazylam się porobić swoje ćwiczenia przy lustrze przy takiej dziwnej maszynie , przy której zawsze jakieś dobrze zbudowane bawoły siedzą i ćwiczą. Tym razem nie było nikogo i nie zapowiadało się, że ktoś miałby się zjawić. Siłownia pusta była. Położyłam się. Biodra do góry. Poślady ściągnięte brzuch napięty i pompuję. Między nogami widzę, że dwie bawolice przyszły i takimi dziwnymi podłużnymi workami rzucają jakby to jakieś zwoje delikatnego jedwabiu były, a nie bele treningowe. No cóż, one pewnie na sawannie nie pierwszy raz. Czas na brzuch. Żeby ich i siebie nie rozpraszać położyłam się nogami do maszyny. I do góry. I skośnie do kolan. Otworzyłam oczy, a tu przy maszynie młody bawół i to jak zbudowany! Ho ho normalnie taki z memów o świętym Mikołaju . I pyta: nastawić Pani ciężar? Yyyyy nie dziękuję mam swój;) :):) ściskam Was