Siłownia jest miejscem spotkań
Wczoraj wyszłam na siłkę późno bo mi się taaaak nie chciało, że aż, ale wyszłam. Zimno, ciemno. Pomysłałam, że te 40 minut na bieżni muszę pochodzić i zaraz zmykam do domu. W szatni dużo samic było. Chyba na zajęcia były spóźnione i szybko się przebierały. Troszkę z zazdrością popatrzyłam na nie, po pierwsze, że im się chce, a po drugie, że mogą skakać . Moje plecy czują się o wiele lepiej od kiedy chodzę , ale nie czują się gotowe na skakanie wcale. Bo takie zajęcia taneczne lub inne fire/ fit/ aero/ burn to tak jak rodeo dla mnie. Jeszcze fire to bym zniosła, ale burn na pewno nie. Chyba lepiej spróbować aqua ae-robić, ale wtedy z bawolicy przerodzę się w manata znaczy manatkę i zacznie sie całkiem nowa opowieść.
Na biezni spotkałam bawolicę o serdecznym uśmniechu i stwierdzeniu: my to chyba na tym samym wózku jedziemy co? I się zaczęło, wiadomo kobiety uwielbiają gadać o wszystkim i tak przegadałyśmy całą godzinę na bieżni. Nie włączałam netflixa na sekundę. Coś mi podpowiada ,że będzie wesoło jeśli będziemy chodzić razem- bo bawolica z mojego bloku, przepraszam z mojej stajni jest.