Matrix i czekoladowy miś
Dzień dobry! Bawolica wczoraj miała kolejny dzień kryzysu. Wcale nie chciało mi się wychodzić z domu. Bardzo chciało mi się natomiast położyć pod kocykiem i przytulić do poduszki. Jak pomyślałam o bieżni to mi się nie dobrze robiło. Brat bawolicy poradził, żeby zmieniła sprzęt, na którym ćwiczy to będzie lepiej. Taaaa, bawolicy nawet wchodzić się na schody do domu nie chciało ( na parterze!:) , na nowy sprzęt też nie. Jednak! Koleżanka czuwała nade mną wraz z opatrznością- umówiłam się kiedyś ,że pójdziemy razem i nadszedł ten dzień. Z poczucia odpowiedzialności zwlekła bawolica swój zadek z kanapy , wyszukała czyste spodnie, koszulkę i jeszcze mokry stanik sportowy i dała znaki dymne ,że jest gotowa. Wcale nie chciało mi się. Pomyślałam, że to jest ten moment kiedy mogę złamać zasadę- zjadłam czekoladowego małego misia na pokrzepienie. Po miesiącu bez czekolady na pewno zadziała. Oj jak było przyjemnie! yhmyyyy…… .Kiedyś usiadłabym i zjadłabym cały prezent mikołajkowy młodego w pół godziny, mówiąc , że przecież dziecku nie wolno tak dużo słodkiego. Wredna matka. Tym razem jeden miś wystarczył. Choć były myśli o rzuceniu się na tego mikołaja co jak się go z pazłotka odwinie to….. dobra już!! Na siłowni dużo kopytnych, bo pora była koło godz. 17:00. Bawolica postanowiła posłuchać brata , patrzy na orbitreka czy jak to się nazywa i widzi napis MATRIX. Tak – miś to pigułka wyboru , także bawolica nie miała innego wyjścia . Zmatrixowałam się Ha! Już nie jestem zwykłą bawolicą , jestem wojowniczką Matrixa. Oj chyba coś na tupecik ta czekolada mi padła. Ale muszę przyznać było świetnie. CudnieJ dziś powtórka, ale bez misia. I przed 18ta bo na protest trzeba iść.